Polecamy również:

 

 

 

Sumienie pod lupą

 

Niedziela 06 grudnia 2009 14:00
autor tekstu: ks. Paweł Siedlanowski
Przygotował: MB

 

 

Adwent to czas rekolekcji, wyciszenia - takim przynajmniej być powinien. To także właściwa pora na przegląd sumienia. Nie da się go serwisować tak jak samochodu: tu podregulować, podkręcić śrubkę, tam naoliwić, wymienić zużytą część, i problem z głowy. Nie ma doń instrukcji obsługi - są ogólne zasady, które wyznaczają kierunek formacji, nieustannej pracy. Problem leży w tym, że nie potrafimy (nie chcemy?) im się podporządkować.

 

 

 

Rekolekcyjny „duchowy serwis” wypada blado, wysiłki okazują się nieskuteczne. Dlaczego? Brakuje odwagi, by wyrwać się z wewnętrznego marazmu. „Święty” spokój okazuje się zbyt kuszący, by go porzucić. Wybieramy utarte, nudne szlaki tylko po to, by oszczędzić sobie wysiłku szukania nowych - nie naruszyć toksycznego status quo, który choć niedoskonały, daje względne poczucie bezpieczeństwa. Podczas I Komunii św. dziecko zwykle otrzymuje książeczkę do nabożeństwa, w której znajduje się rachunek sumienia - niestety, często służy on potem przez dziesięciolecia w przygotowywaniu do sakramentu pokuty. Zamiast pomagać, porządkować - deformuje, okalecza, wprowadza chaos. Naszkicowany w modlitewniku obraz Boga nijak się ma do „dorosłych” problemów. Obejmuje swoim zasięgiem jedynie mały fragment rzeczywistości, pozostawiając zupełnie nieruszone sprawy naprawdę ważne. Może warto zatroszczyć się w tym roku o „dojrzały”, adekwatny do wieku, rachunek sumienia?...
W prezentowanej obok sondzie o swoich doświadczeniach mówią zwyczajni ludzie, przechodnie spotkani na ulicy. O twórczej roli „kwadransa szczerości” przypomina ksiądz - ceniony spowiednik, kierownik duchowy. Wreszcie przytoczone zostaje nauczenie Jana Pawła II, który jasno stwierdza, że nie może być mowy o prawdziwej wolności, rozwoju, przyszłości bez prawego sumienia. Warto o tym pamiętać, wybierając się na tegoroczne rekolekcje adwentowe.

Czyste, bo nieużywane?

Bardzo trudno dziś mówić o sumieniu. Nie potrafimy go opisać, przyporządkować mu kryteriów, wedle których dokonują się jego osądy. Wielu traktuje je jako niepotrzebny balast, przeszkadzający tylko w budowaniu świata na swoją prywatną, ludzką miarę.

Wyrzuty sumienia traktowane są przez wielu jako słabość, nad którą należy zapanować. W powszechnym mniemaniu istnieją dziedziny życia, ekonomii, polityki, gdzie prawość sumienia wyklucza z działania. Nie brakuje przykładów, gdzie otwarte przyznanie się do wiary i deklaracja o kierowaniu się przy podejmowaniu przyszłych decyzji nakazami sumienia, dyskwalifikuje, w najlepszym przypadku wzbudza uśmiech politowania.

Adwokat we własnej sprawie

Dziedzina sumienia to problem niezwykle delikatny, indywidualny. Człowiek nie rodzi się wyposażony w pełni we wszelkie władze poznawcze - sumienie dojrzewa wraz z nim, przeobraża się, pięknieje albo ulega deformacjom. Dużo zależy od nas, jakim się stanie.
Problem w tym, że niewiele rzeczy tak dobrze wychodzi człowiekowi, jak usprawiedliwianie się. Każdy z nas to świetny adwokat siebie! Ludzie wymyślili dziesiątki sposobów na to, jak sobie poradzić z głosem sumienia. W myśl demokratycznej zasady o słuszności racji podjętej przez większość, określenie „wszyscy tak robią” skutecznie unicestwia wszelkie wewnętrzne poruszenia prawdy buntującej się przeciwko jaskrawemu jej naruszaniu. Dotyka to nie tylko pokolenia wychowanego w kolektywnej rzeczywistości minionego systemu, ale także najmłodszych, urodzonych i wychowanych już w wolnej Polsce. Bywa, że sumienie przypomina dziurawe sito: większe brudy się zatrzymują, ale cała „drobnica” przecieka. Często też stroi się w szaty faryzejskie. Zapada wtedy na duchowe schorzenie, które objawia się  przywiązywaniem wielkiej wagi do zewnętrznej poprawności, zachowania przepisów, z jednoczesnym zaniedbaniem troski o wewnętrzną czystość. Rzeczy drobne urastają do rangi wielkiej wagi, sprawy istotne zostają pominięte. Faryzeusz to człowiek, który głośno potępia zło widziane wyraźnie u innych, ale toleruje u siebie. Ilu takich faryzeuszów ukrytych jest w nas?
W Skoczowie w1995 r. Jan Paweł II, podczas kilkugodzinnej nieoficjalnej pielgrzymki do Polski, po kanonizacji Jan Sarkandra wskazał na ogromną potrzebę kształtowania sumienia jako podstawowego warunku życia w społeczeństwie pluralistycznym. Wołał wtedy: „Czas próby polskich sumień trwa! Musicie być mocni w wierze! Dzisiaj, kiedy zmagacie się o przyszły kształt życia społecznego i państwowego, pamiętajcie, iż zależy on przede wszystkim od tego, jaki będzie człowiek - jakie będzie jego sumienie”. Słowa te zostały wypowiedziane ponad 14 lat temu, a przecież nic nie straciły ze swojej aktualności.

Siła świadectwa 
„Świadectwo męczenników jest dla nas zawsze jakimś wyzwaniem - mówił wtedy Papież. - Ono prowokuje, zmusza do zastanowienia. Ktoś, kto woli raczej oddać życie, niż sprzeniewierzyć się głosowi własnego sumienia, może budzić podziw albo nienawiść, ale z pewnością nie można wobec takiego człowieka przejść obojętnie. Męczennicy mają nam więc wiele do powiedzenia. Jednak przede wszystkim oni pytają nas o stan naszych sumień - pytają o naszą wierność własnemu sumieniu. […] Jakże ważne jest więc, aby nasze sumienia były prawe, aby ich osądy oparte były na prawdzie, aby dobro nazywały dobrem, a zło - złem. Aby - wedle słów Apostoła - umiały rozpoznać, jaka jest wola Boża: co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe (Rz 12, 2)”.
„Nasza Ojczyzna stoi dzisiaj przed wieloma trudnymi problemami społecznymi - przypominał Jan Paweł II - gospodarczymi, także politycznymi. Trzeba je rozwiązywać mądrze i wytrwale. Jednak najbardziej podstawowym problemem pozostaje sprawa ładu moralnego. Ten ład jest fundamentem życia każdego człowieka i każdego społeczeństwa. Dlatego Polska woła dzisiaj nade wszystko o ludzi sumienia! Być człowiekiem sumienia, to znaczy przede wszystkim w każdej sytuacji swojego sumienia słuchać i jego głosu w sobie nie zagłuszać, choć jest on nieraz trudny i wymagający; to znaczy angażować się w dobro i pomnażać je w sobie i wokół siebie, a także nie godzić się nigdy na zło, w myśl słów św. Pawła: Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj! (Rz 12, 21). Być człowiekiem sumienia, to znaczy wymagać od siebie, podnosić się z własnych upadków, ciągle na nowo się nawracać. Być człowiekiem sumienia, to znaczy angażować się w budowanie królestwa Bożego: królestwa prawdy i życia, sprawiedliwości, miłości i pokoju, w naszych rodzinach, w społecznościach, w których żyjemy i w całej Ojczyźnie; to znaczy także podejmować odważnie odpowiedzialność za sprawy publiczne; troszczyć się o dobro wspólne, nie zamykać oczu na biedy i potrzeby bliźnich, w duchu ewangelicznej solidarności: Jeden drugiego brzemiona noście (Ga 6, 2)”.
Nie ma potrzeby komentowania tych słów. Są jasne i czytelne. Duchowy rozwój nie znosi stagnacji, bierności. Nie wystarczy mieć czyste ręce - one nie mogą być też puste. Jan Paweł II wyraźnie mówi o obowiązku zaangażowania się w tworzenie lepszego, sprawiedliwszego świata. Rzadko spotykam osoby spowiadające się ze swojej bierności, ze spokoju, który wbrew obiegowym opiniom nie ma nic ze „świętości”.

Cena wolności
„Nasz wiek XX był okresem szczególnych gwałtów zadawanych ludzkim sumieniom - kontynuował w Skoczowie Papież. - […] Zadawaliśmy sobie w tamtych latach pytanie: Czy może historia płynąć przeciw prądowi sumień? Za jaką cenę? Tą ceną są, niestety, głębokie rany w tkance moralnej narodu, a przede wszystkim w duszach Polaków, które jeszcze się nie zabliźniły, które jeszcze długo trzeba będzie leczyć. O tamtych czasach, czasach wielkiej próby sumień trzeba pamiętać, gdyż są one dla nas stale aktualną przestrogą i wezwaniem do czujności: aby sumienia Polaków nie ulegały demoralizacji, aby nie poddawały się prądom moralnego permisywizmu, aby umiały odkryć wyzwalający charakter wskazań Ewangelii i Bożych przykazań, aby umiały wybierać, pamiętając o Chrystusowej przestrodze: Cóż bowiem za korzyść stanowi dla człowieka zyskać świat cały, a swoją duszę utracić? Bo cóż może dać człowiek w zamian za swoją duszę? (Mk 8, 36-37). Wbrew pozorom, praw sumienia trzeba bronić także dzisiaj. Pod hasłami tolerancji, w życiu publicznym i w środkach masowego przekazu szerzy się nieraz wielka, może coraz większa nietolerancja. Odczuwają to boleśnie ludzie wierzący. Zauważa się tendencje do spychania ich na margines życia społecznego, ośmiesza się i wyszydza to, co dla nich stanowi nieraz największą świętość”.
Brzmi znajomo? Czasem potrzebny jest wstrząs, zachwianie w posadach tzw. świętego spokoju, który ma to do siebie, że zaciera ostrość spojrzenia, gubi prawdę. Czy tak się stanie w najbliższych miesiącach, latach? Czas pokaże. Walka o ludzkie sumienia trwa. Nie wolno nam jej przegrać.


Prawda boli?

Jest wiele problemów, z którymi świat nie może sobie poradzić, choć twierdzi, że jest inaczej: wolność seksualna, aborcja z eutanazją, nienawiść do krzyża... Cóż widzimy? Otóż każda z nich bierze swój początek w rozmijaniu się z prawdą. Orędownicy dróg absurdalnej wolności posługują się kłamstwem. Źle, gdy jest to kłamstwo zamierzone. Jeszcze gorzej, gdy sami w nie uwierzą. Zamykają się wtedy na wszelką argumentację. Powinniśmy dostrzegać to w całej jaskrawości, aby nie ulec mirażom.


Ale uczucia są bardzo ważne. Nie da się ich zmarginalizować.

Człowiek jest jednością ciała, ducha i duszy. Nasze ciało w oczach Bożych jest święte, ma swoją godność, to świątynia Ducha Świętego. Przez nie wyraża się dusza, która - z drugiej strony - dzięki rozumowi i woli otwiera człowieka na nieograniczoną przestrzeń duchową. Rozum ludzki poznaje prawdę o dobru, a wola ją wybiera. Z kolei uczucia, które nam towarzyszą, jeśli nie są rozpoznane i człowiek nimi nie kieruje, mogą bardzo skomplikować wybory. Św. Tomasz z Akwinu także mówi, że tłumienie uczuć jest niemoralne. Problem w tym, że nie mogą one mieć decydującego wpływu na ludzkie decyzje. One mogą jedynie podprowadzić do rozumu.

 

 

 

© ministrant.go.pl 2003 - | preferowana przeglądarka internet explorer | zalecana rozdzielczość 1024 x 768

 

o stronie | reklama | kontakt | zespół redakcyjny

strona znajduje się na serwerze
archidiecezji wrocławskiej